Uważałam, że kobieta ma prawo robić ze swoim ciałem co się jej podoba. Rozwiązłe życie, alkohol, imprezy i brak hamulców doprowadziły do tego, że zaszłam w ciążę z osobą, której praktycznie nie znałam. Nawet jemu o tym nie powiedziałam. Byłam wtedy na studiach, miałam wizję zmarnowanego życia, przerwania studiów, oznajmienia porządnym rodzicom z katolickiej rodziny, że ich córka p*** się na lewo i prawo. Chciałam tego wszystkiego za wszelką cenę uniknąć. Jak poszłam pierwszy raz na USG lekarz powiedział – „to jest pierwsze zdjęcie pani dziecka”… Ja nie chciałam tego słyszeć… Wypierałam to ze swojej świadomości, mówiłam, takie kilku centymetrowe to jeszcze nie dziecko-to tylko mała komórka.
Poszłam do ginekologa spytać się „czy może mi w tej sprawie pomóc”? No i pomógł! Zabił za moje pieniądze moje własne dziecko na moje własne życzenie.
Kilka lat później Pan Bóg w jednym momencie mi objawił, że zrobiłam coś bardzo złego. Poczułam wielki ciężar tego grzechu. Uświadomiłam sobie, że, to coś najgorszego, co zrobiłam w życiu. Poczułam wielką potrzebę pójścia do spowiedzi i pojednania się z Bogiem… Nie dostałam jednak rozgrzeszenia. Poszłam do innego kościoła, który wskazał mi kapłan i chciałam wszystko opowiedzieć w konfesjonale raz jeszcze. Ten ciężar mnie przygniatał bardzo. Jeszcze raz wyspowiadałam się , tym razem z bezsilności i poczucia najgorszej rzeczy którą zrobiłam w życiu… Płakałam bardzo… Taki grzesznik przyszedł do Jezusa… A co On na to? Odpowiada Miłością…
Słyszałam wtedy w konfesjonale głos Jezusa…. Kapłan sam z siebie nie może być taki dobry i miłosierny… Wierze, że to sam Jezus mówił wtedy do mnie. Cały czas płakałam. Wracając z kościoła też płakałam. Nie mogłam pojąć jak wielkie jest miłosierdzie Boga.
Teraz żyję inaczej. Chodzę do kościoła. Modlę się. Wiara jest dla mnie bardzo ważna. Nie ma jednak dnia żebym nie myślała o moim dziecku, które zabiłam ( jak płatny morderca wyręczył mnie w tym lekarz). Teraz wiem, że aborcja to wielkie zło, bo zabija dziecko, a potem matkę-duchowo i psychicznie przez nieustanne wyrzuty sumienia i świadomość, że to było moje własne dziecko, któremu biło serce, miało rączki i nóżki… teraz miałoby ok 5 lat.
Źródło: świadectwo znalezione na forum portalu adonai.pl z dnia 11.05.2007 r., autor nieznany, słownictwo orginalne.